piątek, 11 lipca 2014

Sny są czymś wyjątkowym.. #3 - Cztery

  Balkon. Na zegarku czwarta rano. Czwarte piętro, widok na las miejski wprowadzający w tą ciemną noc w klimat strachu i tajemniczości. Wprowadzający, dzisiaj aż za bardzo. Cztery ruchy oczami, cztery cele. Buty, kurtka, czapka, klucze. Już jestem za drzwiami. Jak to dobrze, gdy samotnie żyję, z dala od rodziny. Cisza i spokój. Szybko po schodach. Pies w domu. Ale mniejsza. Dzieli mnie mniej więcej sto metrów. Idę. Dochodząc jednak do ostatniego domu przed wejściem do lasu, kątem oka dostrzegam dziwne kształty w jego oknie. Oczywiście moja ciekawość przewyższa poprzednią. Dzwonię, ale furtka jest otwarta. Zwykle nieśmiały, dzisiaj jednak nie martwię się, wchodzę. Czuję, że muszę tam być. Przed sobą mam cztery klamki. Już to jest dziwne. A na domiar złego przypominam sobie, że dzisiaj czwarty. No ale nic. Wchodzę.
  Ciemne pomieszczenia, żadnych świateł oprócz tego z góry. Przerażony już szukam czegoś co ma związek z czwórką. Podświadoma patologia. Zamiast racjonalnie poszukać światła i jakiegoś ostrego narzędzia. Karcę się w duchu. Myślę i mam. Zapalniczka oczywiście w kieszeni. Na półce w przedpokoju leży nóż. Nie wydało mi się to dziwne, aczkolwiek każdy pomyślałby, że to wariat. Nie ważne, że moja psychika już zwariowała i jak tak dalej pójdzie zamkną mnie w psychiatryku. Powinienem iść. Ale słyszę krzyk. Czuję się jak w najlepszym horrorze. Najlepszym dla widza oczywiście. Wyobraźnia, ach ta wyobraźnia. Idę po schodach. Widać, że nowe, poręcz najlepsza stal, wypolerowana, żadnych smug. Na stopniach czerwony dywan jakby zapraszał mnie na galę rozdania Oskarów. Wydawałoby się to śmieszne, gdyby nie moja powaga i strach przed następnymi i to coraz dziwniejszymi wydarzeniami. W końcu doszedłem na to przeklęte piętro i stanąłem przed drzwiami. Pomyślałem, że już i tak się nie cofnę, mniejszy strach mam przed sobą, niż za. Chwytam za klamkę. 
  Znowu ciemne pomieszczenie. Czy właściciel płacił do cholery za prąd?! Myśli wędrują koło zwykłych wad i czynności, a przejście tego przedpokoju i przez dwie pary drzwi oraz po tych szesnastu stopniach powinny mnie nauczyć szaleństwa, by domyślić się w końcu o co w tym wszystkim chodzi. Mogłem iść do lasu. Włącznik. W końcu. Tak czekałem, ale od razu pożałowałem.  Czemu na tym pieprzonym czerwonym stole leżałem ja?! Powinienem zwariować, widząc samego siebie, ale zwariowałem jak zobaczyłem przy mnie - sobowtórze moją rodzinę. Rodzinę, której nie widziałem może dziesięć. Albo nie, piętnaście lat. Teraz, tutaj. Tylko czemu mnie J.E.D.Z.Ą?! Wszystko wyjaśnił mi mój ojciec.
  - Nasza rodzina ma tradycje. Nie chciałeś być z nami, świętować i smucić się. Nie chciałeś nas znać, wyjechałeś. Minęło tyle czasu, a my Ciebie szukaliśmy. W końcu się udało. Odnaleźliśmy twoją słabość i strach. Dlatego tu przyszedłeś. Nie byłeś tak przestraszony, nie zwariowałeś. Ale teraz to się zmieni. Wrócisz do tradycji, czy tego chcesz czy nie. Mamy tą gorszą część Ciebie. Teraz chcemy lepszej. Witaj w naszym świecie!
  Obudziło mnie szczekanie psa. Znowu sąsiadka wyrzuciła męża.

4 komentarze:

  1. Fajne, fajne :) Takie inne i z pomysłem :D w dodatku lubię opowiadania w czasie teraźniejszym ;) Mógłbyś jednak nieco bardziej rozwinięte zdania budować, bo momentami wszystko jest za szybko i jest sporo niedopowiedzeń ;)
    W każdym razie jeszcze zajrzę.

    Jak będziesz się nudził to zapraszam do mnie:
    annecathymoore.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niedopowiedzenia, właśnie. Chodzi mi o to, by każdy się chciał domyślić o co mogło chodzić :) Ale w każdym bądź razie cieszę się, że się podoba i za radę też dziękuję :D Wejdę :)

      Usuń
  2. Bardzo pomysłowy post :) Naprawdę jestem pod wrażeniem i gratuluję tak świetnego bloga ! ;)
    Obserwuję i zapraszam do mnie : http://monica98blog.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za opinię, liczy się dla mnie i to bardzo :)

      Usuń